Wataha Wielkich Nadziei - przejdź również na docelową stronę: Wataha Srebrnego Chabra

Zmiana władzy

Sekretarz, wilk stary i doświadczony, który odkąd można sięgnąć pamięcią pełnił w WWN wiele ważnych funkcji, czekał na Wrotycza w jaskini będącej do niedawna jaskinią jego rodziców, a teraz jedynie pustym, cichym pomieszczeniem.
- Cieszę się, że w końcu przyszedłeś - powiedział, wstając pośpiesznie na widok młodej alfy, gdy tylko  ten zajrzał do wewnątrz - pewnie zdajesz sobie sprawę, młodzieńcze, że mamy poważną kwestię do rozwiązania.
- Tak, wiem - przytaknął Wrotycz - proszę nie wstawać, zaraz się przysiądę - odparł, wchodząc do środka i rozglądając się, omiatając wzrokiem gładkie ściany. Przyszedł tu w zasadzie tylko po to, by przypatrzeć się swojej rodzinnej jaskini jeszcze raz, przed tym, jak być może nigdy już jej nie zobaczy. I sprawdzić, czy może schroniły się tu jakieś inne zwierzęta. Z początku trudno było mu zaakceptować mi to, że jest już pusta, ale minęło już kilkanaście dni od czasu, gdy taką się stała. Nadszedł czas, żeby oddać naturze to, co było jej od początku.
- Jesteś jedynym wilkiem, który ma prawo do objęcia stanowiska alfy WWN. Dopóki żyjesz, nikt inny tego nie zrobi - powiedział Sekretarz, jak gdyby chciał coś mi uświadomić.
- Chciałbym zrzec się tej posady.
- Słucham? - przybierając ciut zniesmaczony wyraz pyska, basior lekko odchylił głowę do tyłu. Wrotycz pokiwał głową.
- Jestem na to zdecydowany, nie mogę pełnić funkcji samca alfa. Nie mogę - powtórzył.
- Nie powinieneś rezygnować - powiedział stary basior, a jego rozmówca poczułem głębokie uczucie ulgi słysząc, że wilk nie próbuje narzucać mu zbyt stanowczo swoich racji. Wrotycz był wyczerpany, nie miał już siły na dyskusje z nim. A to ważne, dyplomatyczne miejsce Sekretarz zajmował nie bez powodu. Powodów było bowiem wiele, a jednym z nich był jego naprawdę giętki język. Po chwili zastanowienia mówił dalej - pomimo twojego wcześniejszego... wykluczenia czasowego, jest wśród nas wiele wilków, które chciałyby widzieć cię na miejscu Jaskra.
- Kto na przykład? - zapytał młody wilk, mimowolnie wprowadzając do dźwięku swojego głosu nutę rozdrażnienia - zresztą, nie czuję się na siłach być kimś takim. Ale... Sekretarzu - szerzej otworzył oczy, myśląc o rozwiązaniu tego kłopotu. Nie chciał zostawiać poddanych ojca samych sobie. Nadal czuł się odpowiedzialny za to towarzystwo - to nie ja, lecz ty powinieneś zajmować się sprawami tej watahy. To ty jesteś najbardziej doświadczony w zawikłaniach politycznych i  bez dwóch zdań najbardziej odpowiedzialny.
- Nie mogę zostać nowym alfą - skrzywił się drugi wilk, a w jego oczach dało się zauważyć niemałe zaskoczenie - jestem na to za stary, nigdy nie byłem brany pod uwagę podczas wyboru chociażby kandydatów na to stanowisko.
- Ale byłeś tutaj... od zawsze! - głos młodego alfy stał się pewniejszy - znasz to środowisko i umiesz nim zarządzać.
- Ja...? - szepnął Sekretarz.
- Nie mówię o tym, byś został nowym samcem alfa - młody basior kontynuował myśl z resztką zapału, jaka tliła się w nim jeszcze po wszystkim, co przeszedł w ciągu ostatnich dni - ale jako sekretarz będziesz tak samo dobrym przywódcą, jak ja na stanowisku alfy.
- Jesteś tego pewien? - wilk nie starał się już zaprzeczać.
- Oczywiście - tym razem Wrotycz był tego pewien jak istnienia gwiazd na niebie - przekazuję ci opiekę nad Watahą Wielkich Nadziei i zrzekam się urzędu samca alfa - nigdy więcej dziedziczenia takiej władzy. Tylko ktoś z tak dużym jak Sekretarz doświadczeniem i dobrą wolą może mieć honor przewodzenia całą watahą. I Wrotycz znalazł go. Sekretarz nie odpowiedział na jego oświadczenie, ale łzy zakręciły mu się w oczach. On to miejsce i te wilki kochał całym sercem.

WWN nie była jego własnością. Należał do niej, ale ona do niego już nie.

  Anonimowy Kronikarz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz