Wataha Wielkich Nadziei - przejdź również na docelową stronę: Wataha Srebrnego Chabra

Koniec wojny

Przywódca WWN wyszedł naprzeciw dwójce posłów z Watahy Srebrnego Chabra. Miał przed sobą samca alfa i jego asystenta.
- Agrest. Co sprowadza cię w nasze progi, po tym, jak...
- Zadajesz dziwne pytanie, Sekretarzu - odparł lekko szary basior. - Sprowadza mnie do ciebie drużyna wojska Watahy Wielkich Nadziei, stacjonująca na naszym terytorium. Mam nadzieję rozwiązać dziś tę, nie ukrywam, kłopotliwą dla nas kwestię.
- Nie wiem, czy jest co rozwiązywać. Rzecz jest dość prosta.
- Przekonamy się: za taką i ja chcę ją uważać.
Sekretarz bez śladu napięcia, gniewu, czy wzruszenia, wycofał się w głąb jaskini i wskazał gościom miejsca.
- Usiądźcie proszę. Porozmawiamy sobie. - Kiwnął głową i zajął własną pozycję, wbijając w przybyłych swój dobroduszny wzrok. Po raz pierwszy, brwi wilka drgnęły niepostrzeżenie, a jego zastygły pysk ożywił się nieznacznie. - Wybaczcie suche przyjęcie, nie oczekiwałem poselstwa. Mundus. Powiedziano mi, że nie żyjesz już od dawna.
- Nie okłamano cię - odrzekł prędko alfa, za swojego milczącego towarzysza. - Jego imię brzmi Szkliwo.
- Duet wszelako tak samo harmonijny jak zawsze. Agreście, nasze ostatnie spotkanie zakończyło się źle i nie jest to chyba osąd podlegający dyskusji. Najlepszym na to dowodem jest twoja dzisiejsza wizyta tutaj.
- Niestety muszę wyprowadzić cię z błędu, Sekretarzu, choć bardzo chciałbym przyznać ci rację. Przyznać się muszę natomiast do czegoś innego. Nie wiem, czy rozjaśni, czy skomplikuje to sprawę, którą masz za prostą, ale w gruncie rzeczy dziś jest już tylko żałosną anegdotą i tak możesz to potraktować. Nie pamiętam ani słowa z tamtej rozmowy. Nie wiem, jak się tu wtedy znalazłem, ani dlaczego podjąłem decyzję o zerwaniu sojuszu. Byłem niepoczytalny. Do dziś nie wiemy, co było przyczyną tego jednorazowego incydentu. Niestety skutki są o wiele wyrazistsze.
- Raczysz żartować. - Przywódca WWN zmarszczył brwi. - Chcesz postawić to poza nawiasem? To chyba niemożliwe. Tamta rozmowa, jak słusznie zauważasz, pociągnęła za sobą zbyt wiele konsekwencji.
- Chcę tylko, byś przyjął to do wiadomości. Nie planuję niczego odkręcać, bo jest już na to stanowczo za późno. - Alfa WSC nachylił się do przodu. - A teraz do rzeczy. Wybacz mi moją bezpośredniość, ale byłem i będę, przyjacielu, dzieckiem prostej ziemi. Zależy nam, aby zakończyć tę wojnę. Zresztą będę szczery: chcę dobra mojej watahy, pokoju dla jej ludu. Jestem skłonny przekazać ci zwierzchnictwo nad moim stanowiskiem, a co za tym idzie, nad Watahą Srebrnego Chabra. W zamian potrzebuję zapewnienia o jej bezpieczeństwie.
- Daruj to niepolityczne pytanie, pytam z dobrej woli. Czy dziś jesteś w pełni świadom tego, co robisz?
- Mogę zapewnić - do rozmowy włączył się Szkliwo - że odpowiedzialność za ten krok spoczywa nie tylko na Agreście.
- W pełni. - Alfa uśmiechnął się i dodał - oczywiście jestem gotów spisać porozumienie. Czy nie to jest celem Watahy Wielkich Nadziei?
- Dobrze - oświadczył natychmiast Sekretarz. - Spiszemy porozumienie tu i teraz. Niech skończy się to tak, jak się zaczęło. Zaprowadzimy wyczekiwany porządek.
Na ziemi legły dwa białe arkusze. Agrest podniósł ofiarowane mu, brunatne, bocianie pióro.
- Wojsko Watahy Srebrnego Chabra - zaczął - zaprzestaje działań obronnych i umożliwia członkom Watahy Wielkich Nadziei swobodne poruszanie się po swoim terytorium, polowanie oraz korzystanie ze wszystkich działów gospodarki na równi z członkami WSC. Natomiast wojsko Watahy Wielkich Nadziei wycofuje swoje siły z powrotem w obręb swoich granic.
- Na terytorium WSC pozostanie kilkoro żołnierzy - odpowiedział sekretarz. - W celu zachowania pewności o ciągłości współpracy między obiema jaskiniami wojskowymi.
- Nie więcej, niż dziesięcioro - przerwał mu alfa.
- Nie więcej, chyba, że nastąpi konieczność, taka jak zbrojny spisek, zamach lub zamieszki. Lub gdy przedstawiciele władz WSC sami o to wniosą.
- Niech będzie. Jaskinia medyczna pozostaje poza wpływami wojska.
- Zgoda. Dopóki jej działalność ogranicza się do czynności przewidzianych misją stanowisk medycznych. Stanowisko alfy oraz wszystkie podlegające mu stanowiska urzędnicze Watahy Srebrnego Chabra, w sprawach innych, niż doraźne rozwiązania gospodarcze, podlegają pod dyktat sekretarza Watahy Wielkich Nadziei.
- Wnoszę o pozostawienie WSC niezależności w zarządzaniu jednym sektorem - zagadnął drugi poseł. - Mianowicie oświatą.
- Aż tak źle oceniacie nasze szkolnictwo? - zażartował leciwy basior. - Niech i tak będzie. Pod warunkiem analogicznym do działania jaskini medycznej.
- Oczywiście.
- Ostatnia, najważniejsza rzecz. Prawo Watahy Wielkich Nadziei jest wiążące. W kwestiach nieuregulowanych niniejszą umową, stoi ponad prawem Watahy Srebrnego Chabra.
- Jak zyskamy gwarancję, że Wataha Wielkich Nadziei nie postanowi zerwać zawartej dziś umowy, ponad którą stoi jej długoletnie prawo? - Agrest opuścił jedną brew, łypiąc na sekretarza zza własnego dokumentu, a gdy odpowiedź nie nadeszła natychmiast, sam ogłosił - przeprowadzimy wszystko zgodnie z prawem. Stronami umowy będą Wataha Srebrnego Chabra i Wataha Wielkich Nadziei, a nad utrzymaniem międzynarodowego statusu umowy będzie czuwać NIKL.
- To dobrze pomyślane wyjście. - Przywódca WWN pokiwał głową, kreśląc na kartce ostatnie litery. - Czas na sprawy, nazwijmy to, doczesne. Z dniem dzisiejszym zniesiony zostaje stan wojenny na terytorium Watahy Srebrnego Chabra. Zostają przywrócone wszystkie cywilne stanowiska.
Aby dopełnić obowiązku, wymieniliśmy się dokumentami, uprzednio odkładając pióra. Przebiegłem wzrokiem po linijkach średniej wielkości liter. Umowa spisana bez zarzutu, w pełni zgodnie z ustaleniami.
Zanim oczy sekretarza dobiegły do końca tekstu, jego przednia kończyna powędrowała w kierunku naczynia z czernidłem. W ślad za nim, alfa gibkim ruchem zanurzył palce w piasku, nasączonym nieznanego pochodzenia atramentem. Na obu dokumentach pojawiły się po dwa odciski łap. Sekretarza; od tamtej chwili najpotężniejszego chlebodawcy i rządcy wschodnich ziem. Oraz Agresta; przywódcy krainy wziętej w poddaństwo.
W milczeniu podali sobie łapy, nadal czarne od atramentu.
- A teraz przepraszam na chwilę. - Przywódca WWN podniósł się ciężko i podreptał do wyjścia. Niebawem wrócił, a wraz z nim do jaskini wkroczyło kilka strażników. - Proszę, byście poszli ze strażnikami.
- Co mamy przez to rozumieć? - zapytał alfa. - Obstawę w drodze powrotnej?
- Zostajecie zatrzymani.
- Powód?
- W obliczu zaistniałych okoliczności wasza obecność może stanowić zagrożenie dla ładu wewnętrznego Watahy Wielkich Nadziei i Watahy Srebrnego Chabra.

  Anonimowy Kronikarz